„Zderzenia’24” Ewa J. Partyka

Większość twórców niezależnie, którą dziedziną sztuki zajmuje się, manifestuje swoje najsilniejsze namiętności w procesie powstawania konkretnego dzieła, ponieważ angażuje w jego formowanie, nie tylko wszystkie dary swojego talentu, ale często też przy okazji odkrywa nowe możliwości czy to: w zestawieniu kolorów, spójności lub jej braku w obrazie, zatrzymania w kadrze aparatu, chwili bezwzględnego przemijania, harmonii dźwięków w muzyce, głębi słów w poezji, czy poruszających opisów w literaturze. Jednym z najsilniejszych bodźców pobudzających nerw kreatywności artystów jest niewątpliwie przyroda i jej nieskończoność oraz różnorodność, z której na swój sposób czerpiemy obficie, niczym czystą wodę ze studni, lecz tylko wtedy, gdy sami czerpakiem, wystarczająco jej nabierzemy. Tą oczywistą metaforą, chciałabym w imieniu artystów i organizatorów zaprosić Państwa na kolejną edycję „Zderzeń”, gdzie sztuka pragnie pokłonić się nieprzebranym skarbom, polskiej, przepięknej matce – naturze.

Skupiając się na obecnej wystawie, wchodzimy w obszar gdzie, jako artyści w swoich pracach przedstawiamy pozamiejską rzeczywistość. Spacerując obok niej możemy natknąć się na malownicze pola, łąki i akweny wodne skąpane w delikatnych refleksach słonecznych. Natomiast błękity nieba, żółcie słoneczników i żonkili, w połączeniu z wiejską architekturą, poprowadzą widza w gęstwinę drzew wydawałoby się dumnych, bojowo nastawionych do siebie lub też takich, które wplątały w swoje gałęzie, bajecznie kolorowe wstążki, jakby wraz ze swoim cieniem i wiatrem tańczyć zamierzały z zastygłym czasem. Symfonia kolorów oraz ich miękkość, nadaje całości wystawy, nieśpieszny, łagodny i wyciszony nastrój. Ma się wrażenie, że przyroda miejscami pachnie smugami pojedynczych, dyskretnych niteczek, utkanych majestatycznie w najdelikatniejszych cząsteczkach świata roślinnego. Trudno nie wsłuchać się w ten szept i relacje pomiędzy elementami widniejącymi w obrazach oraz fotografiach. Szepty w tego rodzaju sztuce są z pewnością szczerym wyrazem miłości do środowiska naturalnego, ma się wrażenie, że zachęcają do akceptacji i kochania nawet kapryśnej aury. Osobiście, nie lubię narzekać, gdy pada deszcz, ani gdy prószy śnieg, wieje jesienny wiatr, strącając kolorowe liście z drzew, czy na niebie gęstnieją ciemne chmury, gdy zbiera się na burzę. Przypuszczam, że w tym miłowaniu zjawisk przyrody nie jestem osamotniona zwłaszcza, kiedy stać nas, niezależnie od wieku na okazywanie radości w brodzeniu w kałużach, odciśnięciu orła na śniegu, budowaniu zamku z piasku, czy chodzeniu boso po trawie zaraz po letniej nawałnicy. Prawdopodobnie wtedy wyglądamy, jak dorosłe dzieci, narażając się być może na śmieszność w oczach przypadkowych obserwatorów, ale z pewnością jest to jeden ze sposobów wyrażania szczególnej więzi, pomiędzy matką ziemią, a naszym indywiduum. Mniemam, iż „brodząc” dziś wśród malowniczych i pięknych polskich pejzaży, poczujemy wszyscy jej silne oddziaływanie nacechowane spokojem i miłością, bo miłość, jak kiedyś ktoś powiedział „ … jest najpotężniejszą siłą zmiany na świecie”. A świat dzisiejszy, bez wątpienia potrzebuje jej znacznie więcej, niż kiedyś, aby móc nie kaleczyć ani Ziemi, ani drugiego Człowieka.

Ewa J. Partyka