Robinsonada 2023

Zapatrzenie się w rzeczywistość uwalnia niesamowite pokłady polotu, wyobraźni, wizji, idei, dlatego „Robinsonada”, jako wydarzenie artystyczne jest doskonałym polem, na którym artyści w sposób dla siebie szczery mogą owe pokłady zamieniać na materiał twórczy: obrazy, grafiki, rzeźby, fotografie, instalacje. Rezultatem tej zamiany są powstałe prace prezentowane podczas tegorocznej, pokonkursowej wystawy w Muzeum Narodowym Rolnictwa w Szreniawie.

Nie potrafię dokładnie powiedzieć, co czuł poszczególny artysta konstruując swoje dzieło, ale przysiąc mogę, że w akcie tworzenia zazwyczaj wprowadzamy się w najbardziej bezwarunkowy, całkowicie otwarty i bezbronny tryb egzystencjonalny, aż do chwili, kiedy już jesteśmy pewni, że możemy przestać. Możemy oddalić się od pracy, choćby na metr, na chwilę, lub na zawsze, aby w sposób naturalny, harmonijny i bezbolesny przeciąć niewidoczne, jednakże istniejące nitki emocjonalno – recepcyjne tkane na szlaku procesu twórczego. Moim zdaniem, to oddalenie, czy raczej rozdzielenie twórcy od jego wytworu, często jawi się w odczuwaniu spełnienia, delikatności, w doznawaniu aromatu życia i bycia na tym świecie, ale jakby nie z tego świata. Zapewne procesowi tworzenia towarzyszy jeszcze wiele innych, ekscytujących wrażeń i doświadczeń.

Jako twórcy zawsze jesteśmy gotowi dzielić się z widzem, głęboko wewnętrzną intencją, naszym zamysłem i autentycznym przesłaniem uwidocznionym czy to w obrazie, grafice, fotografii, rzeźbie czy innych formach przestrzennych. Pragniemy pokazać spójność pomiędzy naszą osobowością, charakterem, a tym jak odbieramy, przekształcamy i filtrujemy rzeczywistość. Jeśli nie ma w artyście potrzeby bycia autentycznym w swoim dziele, jeśli nie ma w nim niczego do przekazania, takie dzieło nigdy powstać nie powinno, w moim przekonaniu to uprawianie sztuki dla sztuki. Przyznać w tym miejscu muszę, dla jaśniejszego rozumienia mojej myśli, więc pozwolę sobie na proste porównanie. Zdarzyło się mi jeść chleb, który nie widział piekarza. Mam na myśli chleb przemysłowy w powstawaniu, którego żadne ręce, ani wymagana relacja czasowa, ani żadna relacja miłowania tego, co i jak robię oraz dla kogo to robię, nie miała miejsca. Liczy się tylko produkt imitujący chleb, ale z chlebem nie ma nic wspólnego, lecz o dziwo, znajduje tak wielu nabywców. Jadałam także marchewkę, która nigdy nie widziała ogrodnika, chwastu obok siebie, ani motyli siadających na wierzchołkach natki, nie mówiąc już o pszczołach przelatujących między jej grządkami. Te równiutkie, wyszorowane piękne dla oka warzywa są, jak sztuczne kwiaty bez zapachu, zazwyczaj pozbawione witamin.

Rozwój technologii, chemicznych dodatków do żywności nie zawsze zmierza w dobrym kierunku, sprzyja komercji, generowaniu gigantycznych zysków, ponieważ przyspiesza procesy wzrostu i rozwoju roślin oraz zwierząt. Z pewnością nie służy to naszemu zdrowiu, ale z jakiś powodów taki stan, większość z nas akceptuje. Nic dziwnego, jeśli w kwestii tego, czym żywimy nasze ciało jesteśmy tak pobłażliwi, to mam prawo przypuszczać, iż w kwestii pożywienia estetycznego tym bardziej nie staniemy się wymagający. Nie da się ukryć, sztuka niestety także ulega komercji, taśmowo powielana, zaspokaja gusta masowe, staje się dokładnie tym, czym chleb nieznający piekarza.

Osobiście lubię wiedzieć jak dojrzewało ziarno. Z jakiej mąki wyrastał chleb, kto go upiekł i czy robił to z troską o drugiego człowieka, czy też chodzi o handel, pośrednictwo, byle dużo, byle tanio. Bylejakość można już znaleźć wszędzie i na półkach marketów, w relacjach społecznych, również i w sztuce. Dlatego życzyłabym wszystkim, również i sobie, aby chleb był sztuką, wyśmienitym, powszechnym pokarmem dla ciała, a sztuka wybornym „chlebem”, doskonała dla duszy i znająca swego artystę, jego kunszt, umiłowanie, pasję i przesłanie.

Ewa J. Partyka sekretarz Wielkopolskiego Związku Artystów Plastyków