Podróż w nieznane wiele zmienia, czasem wszystko zwłaszcza w kontekście nieograniczonej wyobraźni artystycznej, gdzie może się zdarzyć, że stare, znane, utarte ścieżki zaczynają wyglądać na: już nie tak utarte, nie tak znane i przewidywalne, jak wcześniej. Nikt chyba nie zaprzeczy, a w szczególności wrażliwy artysta, który w swoim postrzeganiu sensorycznym nazbyt często dostrzega drgające subtelnie, niuanse otaczającego go świata i mógłby przysiąc, iż niezaprzeczalnie cudownie jest zobaczyć, równocześnie doświadczając bliskości natury oraz jej powalającego piękna. Cudownie jest także oprzeć się o przyjaźń, szacunek i miłość istot żyjących wokół nas, bowiem wtedy dużo łatwiej, jak mniemam nie tylko artystom przekształcać emocje i uczucia na coś, co nas ożywia, ogrzewa, oraz inspiruje, ale przede wszystkim stwarza nas do doznawania realnego istnienia. Temu między innymi, przyświeca cel naszego konkursu, do którego uczestnictwa zapraszamy artystów nie tylko z Polski, ale również z zagranicy, podnosząc jednocześnie jego rangę, oraz zasięg. Poza tym z roku na rok, staramy się podnosić artystyczną poprzeczkę, aby jakość konkursowych prac, nie tylko satysfakcjonowała twórców, jury, ale przede wszystkim wrażliwego i refleksyjnego odbiorcę współczesnej sztuki.
Kolejna edycja konkursu „Robinsonady” jest z pewnością, wyrazem artystycznego istnienia twórców, którzy przed publicznością starają się odkryć bądź zaprezentować już odnaleziony przez siebie styl i charakter. Osobiście uważam, że zarówno styl, jak i charakter twórca ma prawo zmieniać, przekształcać, poszukiwać, eksperymentować po to, aby doskonalić oraz rozwijać swoje rzemiosło i jednocześnie ostrzyć swój, niepowtarzalny pazur twórczy.
W moim rozumieniu charakter i styl to nic innego, jak patrzenie człowieka na świat własnymi oczami, a w dalszej kolejności – poszukiwanie artystycznych środków, żeby za ich pomocą przekazać swoje spojrzenie innym ludziom. Nie chodzi jednak o to, aby takie patrzenie zachęcało do naśladownictwa, czy powielania stylów, lecz o to, by móc razem wejść do środka wiersza, w głębie obrazów, w rytm muzyki, w podtekst słowa literackiego, w znaczenie kształtu i formy rzeźby, czy trafiać do najcelniejszego punktu fotografii. Innymi słowy, wejść w istotę i sens sztuki, cały czas razem idąc oraz pieczętując pamięcią każdą wspólną drogę, podczas której mogłyby uwalniać się odmienne skojarzenia, zaskakujące wibracje emocjonalne, spontaniczne reakcje. Ponadto odkrywcze, ważkie myśli, przypominające swoją nieprzewidywalnością, lot motyla o ubarwionych skrzydłach i wyjątkowej delikatności.
Mogę przysiąc, że jako artyści nie tylko lubimy podążać za motylem, ale często nim się stajemy, bo inaczej nasza wyobraźnia byłaby zbyt ciężka i ospała, aby kogokolwiek mogła zabrać w niezwykłą podróż. Przypomina mi się w tym momencie pewna anegdota, która obrazowo wyjaśnia, jak postrzega świat artysta. Dwoje bardzo schorowanych, przykutych do łóżka pacjentów znalazło się w sali szpitalnej. Jednego umieszczono przy ścianie, drugiego przy oknie. Pacjent przy ścianie nie mógł zobaczyć, co dzieje się za oknem. Dni w ciężkiej chorobie mijały sennie i powoli, gdy tymczasem wiosna budziła świat z zimowego letargu. Obaj chorzy tęsknili za życiem na zewnątrz. Pacjent pod oknem postanowił, że codziennie będzie opisywać swojemu współtowarzyszowi niedoli, jak wygląda świat za szybą. Opowiadał to, co wzbudzało w nim ciekawość i zachwyt między innymi: jak rozbawione dzieci zrywają stokrotki w parku, a potem robią z nich wianki i wplatają je we włosy; jak starsza pani podpierająca się laseczką przysiada na ławce, aby nakarmić gołębie; jak nieśmiały młodzieniec, próbuje przytulić swoją dziewczynę, której przypadkiem rozwiązuje wstążkę i długie, kasztanowe włosy rozsypują się na jej ramiona, zasłaniając piegowate, zarumienione policzki; jak wróble na chodniku walczą o okruszek bułki, upuszczony przez, śpieszącego się na zajęcia studenta medycyny, który pewnie zaspał i nie zdążył zjeść śniadania, jak ruchliwe wiewiórki przemykają z niezwykłą zręcznością między gałęziami rozłożystych, lipowych drzew. Każdy dzień wyglądał prawie zwyczajnie, ale zawsze inaczej i człowiek po drugiej stronie żałował, że nie ma łóżka pod oknem i nie może zobaczyć toczącego się tam życia. Któregoś dnia, gdy obudził się rano, nie było już nikogo pod oknem, więc natychmiast zażądał, aby przeniesiono jego łóżko pod okno, gdy tak się stało, bardzo zdziwił się, bowiem za oknem widać było tylko kawał starego dachu i nic poza tym.
Podsumowując przytoczoną anegdotę, pragnę życzyć w imieniu organizatorów oraz wszystkich artystów, aby tegoroczna, pokonkursowa wystawa poprzez wszystkie zgromadzone tu prace, zabrała każdego odbiorcę, nie na „pusty dach”, lecz do niezwykłych, inspirujących miejsc, w których wszyscy możemy wspólnie tworzyć przyjazną atmosferę oraz doświadczać niezapomnianych przeżyć i wrażeń estetycznych, zawsze uruchamiając, potęgę ludzkiej wyobraźni. Jako, że wyobraźnia artysty lubi wybiegać w przyszłość, stąd już kierujemy zaproszenie na przyszłoroczny, jubileuszowy – piętnasty konkurs Robinsonady i mamy nadzieję, że odbędzie się także w tym szczególnym miejscu, jakim jest Narodowe Muzeum Rolnictwa w Szreniawie.
Ewa J. Partyka sekretarz Wielkopolskiego Związku Artystów Plastyków